Meg

Meg

Z punktu widzenia czarnej kotki

Uwaga! Ten blog piszę ja, kotka Meg.

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

wtorek, 24 kwietnia 2012

Wiosenny wierszyk

Wiosna nas wabi zapachem,

Ptaszki wołają nas z dala
Chciałam wyskoczyć na miasto,

Lecz siatka nie pozwala.

Siedzimy z Lucy w ogródku,

I się nudzimy jak bąki

Ja mam punkt obserwacyjny,

Na ptaszki, myszki i łąki

Ptaszki nas wabią od rana,

Aż do samego wieczora,

Ale jesteśmy zmęczone....

Więc teraz...zdrzemnąć się pora.

 

środa, 18 kwietnia 2012

I znowu będzie o Lucy..

Oj, co tu sie u nas wczoraj działo!

Musieliśmy zawieżć Lucy do weta, celem zważenia jej, gdyż obawialiśmy sie że krople na odrobaczenie dla kotow do 4 kg juz nie będą wystarczające.

Proste! Włożyć Lucy do transporterka i w droge!

Lucy tymczasem wyczaiła, co się święci i dała nura pod łóżko.
Wszyscy w domu łapali Lucy, Mikey z pomocą laserka wywabiał ją spod łóżka, pani domu łapała, Krzyś trzymał transporter, Juli naganiała a ja.. miałam niezły ubaw.

Muszę przyznać, że pani domu dzielnie znosiła urazy 'wojenne'. Lucy założyła pani łapki na szyję jak dziecko, a pazurkami wpięła sie jej w skórę.
Oj, musiało boleć!
Trzeba było Lucy "odpinać" pani z szyi, nie obyło sie bez upływu krwi!

Za czwartym razem sie udało.
Prawie...
Za piątym razem pani domu podrapana, lecz triumfująca zamknęła Lucy w klatce.

Przez cała drogę do weta Lucy plakała: Miauuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!
No, ale zaraz było po wszystkim, bo bo po zważeniu, Lucy sama pomaszerowala do klatki- teraz już chcę do domku, szybko!

Mieliśmy rację, Lucy waży 4.69kg i dostała kropelki dla dużych kotów.

Kiedyś, jakoś dwa dni po przywiezieniu Lucy do nas ze schroniska, musieliśmy ją zabrać na szczepienie i wtedy wszystko obyło sie bez problemów. Lucy dała się z łatwością przetransportować i zaszczepić.
W schronisku Lucy słynęła z tego, że lubi ludzi i jest spragniona pieszczot.

Teraz, kiedy ma już swój domek, swoich ludzi i pieszczot jej nie brakuje, Lucy boi sie każdej zmiany, każdego obcego, boi sie żeby nie stracić nas.

Ale, ale, żeby sie nie zrobiło za bardzo rzewnie, kilka obrazków  z "Simon's cat".
Tak wyglądał u nas wczoraj plac"bojowy":





Wasza Meg












poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Dzis Zyczenia dla naszych przyjaciół, którzy właśnie wzięli Ślub

Marcie i Łukaszowi

              z okazji Ślubu

                                   Wiecznej miłości i szczęścia                               

 i żeby kiedyś poznali jak dobrze jest mieć kota,

a najlepiej kilka.........

z całego serca
życzy Meg
Lucy

i nasi ludzie.

piątek, 13 kwietnia 2012

U nas spokojnie..


U nas wszystko wrocilo do normy i znowu jest nam dobrze i błogo......




Jesteśmy teraz z Lucy najlepsze psiaciólki....
kociasiółki?



Lucy bawiła sie myszką...



i uczyła sie jeść łyżką...


Wszystkiego Najlepszego z okazji trzynastego w piątek

życzy czarna kotka.

Wasza Meg


niedziela, 8 kwietnia 2012

Oskar zwany Chewie

Chciałabym Wam dziś opowiedzieć historię która wydarzyła się latem. Bardzo mi wstyd za siebie i mam nadzieję że nie przestaniecie mnie lubić, ani czytać mojego bloga. A więc było tak..
 W sierpniu zawitało do nas małe, rude, kudłatej kocie. Dla mnie osobiście wyglądało to 'coś' jak szczur, jednak wszyscy byli, nie wiadomo dlaczego zachwyceni.

 Na początku trzymano to kocie w izolacji ode mnie, w jednej z sypialni. Czy ludzie myśleli ze jestem głupia i że nie czuje tego że w domu jest intruz i że strrrasznie śmierdzi? Na domiar złego małe miało biegunkę. Smród z kuwety dominował w domu i ja robiłam się coraz bardziej zła.
 Po kilku dniach tej udręki postanowiono nas sobie 'przedstawić'. Skoczyłam na oślep z najeżonym ogonem, 'zabić szczura!' Naprawdę bardzo mi za to wstyd.

 Wszyscy byli przerażeni moją reakcją. Co zlościlo mnie jeszcze bardziej, to fakt ze wszyscy bawili się z Oskarem. Nawet Pan Domu, który ogólnie za kotami nie przepada, powiedział ' it's a fantastic cat' i spędzał długie godziny bawiąc się z tym intruzem. Raczej marnował długie godziny, ale to już jego wola.


 Mnie też głaskano, ale ja miałam to serdecznie gdzieś. Łaski bez! Po moim ataku na Oskara, zaczął się prawdziwy cyrk. Pilowano zawsze, żebym nigdy nie znalazła się sam na sam z Oskarem. Wpuszczano mnie do domu, Oskar wychodził do ogródka, wypuszczano mnie do ogródka, Oskar był na...moim ulubionym krześle!
 Mogliśmy się obserwować przez szybę, a ja planowałam wydrapanie Oskarowi oczu przy najbliższej okazji.

 Okazja nadarzyła się po tygodniu, kiedy to postanowiono wypuścić nas razem do ogródka. Najeżylam ogon i szykowalam się do skoku. Oskar nie spodziewawszy się niczego podszedł bliżej. Ja skoczyłam, wbilam mu zęby w długie futro, a pazurami chciałam wydrapać mu oczy. Oskar wydał z siebie pisk tak straszliwy, ze nawet ja wystraszylam się i uciekłam... Pani Domu powiedziała ' martwię się o Oskara,  boję się że kiedyś Meg zrobi mu krzywdę'...  Miała rację, chciałam mu zrobić krzywdę.

 Bardzo, bardzo jest mi wstyd za siebie, na moje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć ze byłam młoda i głupia..
 Za kilka dni przyszła do nas młoda para ( ludzi ). Byli zachwyceni Oskarem, ta Pani powiedziała że już się zakochała w Oskarze, podobno mieli drugiego takiego w domu. Potem dowiedziałam się ze to był kot szlachetnej rasy Maine Coon. Ha! To ja jestem szlachetnej rasy!
 W każdym razie chyba dobrze się stało, bo potem dostawalśmy od nich zdjęcia na których wyglądało, że oba koty naprawdę dobrze się razem bawią. Niech im tam! Gdzieś czytałam ze Maine Coony maja swoje poczucie humoru, którego inne koty nie rozumieją. Czy to prawda?
 A, i jeszcze zapomniałem powiedzieć że nowi ludzie zmienili Oskarowi imię. Na Chewie. Czyli co? Gryzaczek??
 No dobrze, nie będę się wyśmiewać. Bardzo bardzo Was proszę o wybaczenie. Ja jestem teraz starsza i mądrzejsza.
 A nasi ludzie czasem mówią, że za Oskarem tęsknią. Mam nadzieje że tylko żartują.



 Wasza Meg

piątek, 6 kwietnia 2012

WESOLYCH SWIAT!


Z okazji Swiat Wielkanocnych

zyczymy wszystkim kotom na swiecie
miziania, glaskania, na kolanach siadania,
mruczenia i slonka
i pysznego jedzonka
oraz ich ludziom-
tego samego!


Wasza Meg i Lucy, 
tudziez nasi ludzie

czwartek, 5 kwietnia 2012

Wszystko dobre co się dobrze konczy

Cd.pisany przez panią domu.

 Ja nie wiem co to było, ale miałam jakieś złe przeczucia, jeszcze przed wyjazdem. Najbardziej chyba bałam się o Meg, bo wiedziałam ze Meg jest przyzwyczajona do wychodzenia do ogrodkowej toalety i ze będzie jej tego brakować.

 Opiekunkę wynajelismy pierwszy raz z agencji, polecanej przez naszego weta, ale jednak nie miałam do tej osoby zaufania, coś mi przeszkadzało. Tak ze na wakacjach naprawdę dużo myślałam o kotkach i nie mogłam się zrelaksować.

 Krzys wysyłał częste smsy do pani opiekunki i otrzymywał odpowiedzi ze wszystko w porządku. Aż tu nagle pani przyznała się ze tak naprawdę to nie widziała Lucy od dwóch a może i trzech dni, ze szukają jej wszędzie, ze sprowadziła posiłki,wywrocono dom do góry nogami i Lucy nie ma..

 Zapytałam czy byłoby to możliwe ze Lucy uciekła frontowymi drzwiami i opiekunka potwierdziła ze tak. Ja sama wiem jak szybko koty potrafią wyskoczyć przez zabronione drzwi.

 Czy można było pomyśleć inaczej? Przez cała noc snulam wizje mojej Lucy błąkajacej się po okolicy i nie zmrużylam oka.
 Miałam się nie przyznać, ale prawda jest taka ze trochę poplakalam sobie w poduszkę. Czy można aż tak kochać kota? Jak własne dziecko?

 Pana męża nie musialam dlugo namawiac na powrót do domu następnym lotem. Na szczęście były miejsca dla całej naszej piątki.

. Po powrocie zastaliśmy nasza małą bidulke skuloną w najdalszym kaciku pod łóżkiem.




Ale jak tylko zauważyła ze to my, od razu do nas przyszła.
 Będę dzisiaj spała błogim snem z ukochanym futerkiem.
 Meg pozdrawia i obiecuje ze niebawem zasiądzie do komputera.

środa, 4 kwietnia 2012

Gdzie jest Lucy??

Nasza kocią opiekunka się przyznała, ze od wczoraj nie może znaleźć Lucy. Lucy albo uciekła albo ukrywa się ze strachu. Spanikowalismy. Wracamy jutro (za ciężkie pieniądze)  i mamy nadzieje ze znajdziemy nasza Lucy.
Trzymajcie kciuki.

wtorek, 3 kwietnia 2012

Wakacje?

Ten wpis pisze ja, pani domu, ponieważ odwazylismy się wyjechać na wakacje, a Meg nie wolno samej obsługiwać komputera.
Tak więc pojechaliśmy. Do Hiszpanii.
A koteczki nasze zostały pod opieka tzw. catsitter.

Jak się wyjedzie na wakacje to się za koteczkami tęskni i cierpi się szalenie..
Pisze się marudne smsy do kociej opiekunki co 5 minut...
Czy kotki są szczęśliwe, czy nie tęsknią za bardzo ( oj wyglada na to ze Lucy tak) , czy Meg domaga się wypuszczenia do ukochanego ogródka, ( ze względów bezpieczeństwa zdecydowaliśmy ze nie bedą wychodziły) ile zjadly itd..

Ma się gorączkę i nie można spać..
Nie można się skupić na pisaniu pracy dyplomowej, nie wie się co się je, ani co się zwiedza i w ogóle nic nie cieszy..
Człowiek czuje się nie jak na wakacjach, a jak na wygnaniu i knuje sposoby wcześniejszego powrotu do domu za ciężkie pieniądze...

W nocy marznie się bez cieplutkiego futerka na plecach..
I to poczucie winy..
Nigdy wiecej wakacji!
Ślemy pozdrowienia.